niedziela, 26 maja 2013

Chapter I


Perspektywa Agi.

Już od miesiąca planowałam się wyprowadzić z Wawy. W końcu nic już nie stało na przeszkodzie, ponieważ studia ukończyłam z wyróżnieniem. Jednak mój obecny chłopak Przemek nie chciał się przeprowadzić. Stwierdziłam, że to jego wola i postanowiłam, że będziemy się odwiedzać. W końcu Jastrzębie Zdrój nie było aż tak daleko od Wawy, tylko 5 godzin jazdy. Może teraz coś o sobie mam 25 lat, długie, proste, blond włosy oraz niebieskie oczy. Nie jestem za wysoka mam jakieś 168 cm wzrostu i studiowałam do niedawna Akademię Fotografii w Warszawie. Kocham robić zdjęcia. Moją  wielką miłością jest też siatkówka, dlatego m. in. chcę się wyprowadzić. Moim ulubionym klubem jest Jastrzębski Węgiel. Jednak podświadomie czułam, że w najbliższym czasie stanie się coś koszmarnego. Pewnego wieczoru, gdy pakowałam swoje rzeczy do kartonów, dokańczając przeprowadzkę niespodziewanie zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i z uśmiechem odebrałam telefon.

-Hej skarbie- powiedziałam.

-Hej-mruknął Przemek.

-Stało się coś?- Zapytałam zmartwiona.

 -Musimy porozmawiać.-Burknął.

-No okay. Kiedy?

-Pasuje Ci za dwadzieścia minut w tej pizzerni na rogu nie daleko twojego domu?- Zapytał.

-Spoko-odpowiedziałam nieco zdezorientowana jego zachowaniem.

Szybko zaczęłam się szykować, bo nie miałam za dużo czasu. Dwadzieścia minut później byłam już na miejscu i ze zniecierpliwieniem czekałam na mojego chłopaka. Kiedy przyszedł spóźniony chciałam pocałować go namiętnie w usta, ale się uchylił? Sczerze zmartwiona zapytałam;

-Co jest?

-Bo.. Wiesz… ja…-zaczął się jąkać i byłam coraz bardziej wkurzona.

-Wyduś to z siebie – wrzasnęłam na niego w końcu i chyba podziałało, ale nie spodziewałam się jeszcze, co wtedy nastąpi…

-Bo ja poznałem kogoś i się chyba zakochałem. – Powiedział, po czym spuścił wzrok.

-Nie wierzę- stałam jak zahipnotyzowana.

-Zdarza się – odpowiedział i wtedy już nie wytrzymała i zaczęłam na niego wrzeszczeć także ludzie się na nas oglądali, ale mnie to w tej chwili nie obchodziło.

-Ty cholerny, egoistyczny dupku jak mogłeś?- Wrzeszczałam i uderzyłam go mocno otwartą dłonią w twarz.

-Za, co?- Zapytał zdezorientowany.

-Ty jeszcze śmiesz do mnie mówić, `za co’? Nie chcę Cię znać, wynoś się z mojego życia. –Krzyknęłam na do widzenia i wybiegłam z pizzerni z płaczem.

Wtedy nie zauważyłam samochodu, który jechał prosto na mnie, gdy chciałam przejść przez pasy. Nic nie czułam, nie słyszałam, widziałam tylko ciemność. Obudziło mnie pikanie jakiś aparatur, otworzyłam powoli oczy, (co nie było łatwe) i rozejrzałam się po Sali. Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, że jestem w szpitalu i miałam wypadek. Po jakiejś godzinie zajrzał do mnie lekarz i zapytał:

-Jak się Pani czuje?

-Kiepsko- stwierdziłam.

-Czy coś Panią boli?

-Strasznie mnie boli głowa- odparłam.

-Zaraz dostanie Pani coś przeciwbólowego. Wie Pani gdzie jest i co się stało?

-Tak, wiem. –Odpowiedziałam.

-Czy wie Pani jak się tu dostała?

-Szczerze to nie pamiętam nic od momentu uderzenia-powiedziałam.

-No dobrze nie będę już Pani męczył pytaniami.- Zaczął wychodzić z Sali, gdy nagle powiedział coś nieoczekiwanego. Ma Pani gościa. Może wejść?-Zapytał.

Po krótkim zastanowieniu i szczerym zdziwieniu przypominając sobie moja obecną sytuację odparłam-Tak, niech wejdzie. Tego, co po chwili zobaczyłam nie oczekiwałam nawet w marzeniach.

-Hej. Na pewno mogę wejść?- Zapytał nieśmiało.

-Hej. Jasne, nie ma problemu. –Odpowiedziałam speszona.

-Pewnie mnie znasz, ale mimo to się przedstawię-powiedział, po czym to uczynił- Zbigniew Bartman. Miło mi Cię poznać, tylko szkoda, że w takich okolicznościach. No, ale cóż. Przyjaciele mówią do mnie Zibi albo ZB9. Masz prawo wyboru.

-Aga Tomczak-przedstawiłam się i lekko się uśmiechnęłam, co po chwili odwzajemnił również Zbyszek. –Nic nie szkodzi jest jak jest. Mogę Cię o coś zapytać?- Nieśmiało zagadnęłam.

-Jasne wal śmiało. –Odpowiedział

-Jeśli mogę wiedzieć…, co Ty tu robisz?- Zapytałam.

-Ah no tak zapomniałem Ci wszystkiego wytłumaczyć.-Stwierdził.

-No, więc słucham?- Burknęłam zniecierpliwiona.

-To ja przywiozłem Cię do szpitala po tym wypadku.-Odpowiedział.

-Dobrze w takim razie dziękuje Ci bardzo, ale dlaczego czekałeś jak się obudzę?-Walnęłam prosto z mostu.

-Bo wiesz nie mógłbym nie poznać takiej pięknej kobiety jak Ty.-Odpowiedział z mocą.

Parsknęłam śmiechem i odpowiedziałam rumieniąc się troszkę -Nie żartuj ja  się poważnie pytam.

-Mówię serio-odparł po chwili.

-Ta jasne, a krowy są fioletowe i latają.-Zaszydziłam.

-Oj… może lepiej nie.-Dopowiedział i oboje parsknęliśmy śmiechem.

Zrobiło się późno i Zbyszek musiał się zbierać, bo kończyły się godziny odwiedzin. Trochę szkoda mi się zrobiło, bo świetnie nam się rozmawiało. Gdy miał już wychodzić zapytałam go:

-Odwiedzisz mnie jeszcze?

-A chciałabyś żebym Cię odwiedził?-Zapytał uśmiechając się.

-No pewnie-odparłam bez zastanowienia, rumieniąc się.

-Niech, więc tak będzie-mruknął, po czym pocałował mnie w policzek i wyszedł za drzwi chichocząc.

Gdy Zbyszek wyszedł długo nie mogłam zasnąć i tępo wpatrywałam się w sufit. Jednak po kilkugodzinnym bezczynnego leżenia zmógł mnie sen i zasnęłam z uśmiechem na ustach przypominając sobie dzisiejszą rozmowę z Zibim. Następnego ranka …



Dodaję pierwszy. Jak wam minął dzień i weekend ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz